poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Baby Lips :)




Jakiś czas temu otrzymałam ten niepozorny balsam do ust. Po kilkunastu użyciach przyznaję, że szaleństwo na jego punkcie jest uzasadnione. Bardzo żałuję, że jest niedostępny w Polsce bo chętnie dokupiłabym sobie jeszcze jakąś inną wersję.

Balsam ma delikatny kolor, który można stopniować. Moja wersja jest brzoskwiniowa i pachnie obłędnie! Do tego dochodzi świetne nawilżenie, lepsze niż w niejednym masełku do ust. Balsam jest szalenie wydajny, maziam się nim bardzo często i jeszcze sporo zostało. I jeszcze jeden plus, balsam się nie roztapia w upale. Zabierałam go ze sobą bez wahania w najcieplejsze dni.

Podsumowując, bardzo ale to bardzo go lubię.

Shiseido, Benefiance WrinkleResist24 Intensive Eye Contour Cream

Pozostając w temacie linii WrinkleResist24, napiszę kilka słów o kremie, który kupiłam po przetestowaniu kilkunastu próbek. W tym przypadku, pełna wersja jest identyczna jak próbki. Krem zamknięty jest w pięknym, małym słoiczku ze szkła. Zakrętka imituje metalową. Podobnie jak kremu na noc, to opakowanie również jest bardzo luksusowe. Krem ma mocniejszy zapach niż wersja do twarzy, ale jest to zapach który sprawia, że jeszcze chętniej sięgam po ten kosmetyk.
Krem jest gęsty dzięki czemu niewielka ilość wystarcza na jedno użycie. Pomimo gęstości, konsystencja kremowo-maślana sprawia, że idealnie się go rozprowadza. Chwilę trzeba poczekać na wchłonięcie, ale ja używam go tylko na nic więc to nie problem.
Jakby mi ktoś powiedział, zanim poznałam ten krem, że krem pod oczy może zdziałać takie cuda to bym się roześmiała! A tymczasem ten malutki słoiczek kryje niesamowitą moc!
Za pół roku skończą się moje lata dwudzieste i pojawi się trzydziestka. Co sprawia, że pojawiają się pierwsze zmarszczki, cienie, skóra szybciej jest zmęczona, zszarzała, po nocy opuchnięta. Dobry krem pod oczy jest na wagę złota. 
Krem Shiseido zupełnie odmienił moją twarz i mój makijaż! Dzięki regularnemu używaniu moja skóra pod oczami jest dobrze nawilżona, bardziej sprężysta, spojrzenie świeże i wypoczęte nawet po całym dniu pracy! Dzięki temu w odstawkę poszły korektory i inne poprawiacze spojrzenia. Teraz często używam tylko tuszu do rzęs i czuję się co najmniej 10 lat młodziej :)


piątek, 23 sierpnia 2013

Shiseido, Benefiance WrinkleResist24 Night Cream - taka Zosia Samosia

Miałam ten kosmetyk jako próbki, spodobały mi się tak bardzo, że postanowiłam kupić pełną wersję. Kosmetyk zamknięty jest w luksusowym opakowaniu. Słoiczek jest z grubego szkła, zakrętka z mocnego plastiku który wygląda raczej na metal niż plastik. Wszystko jest solidne i funkcjonalne. Dołączona szpatułka pomaga w higienicznym użytkowaniu.

Krem ma lekką konsystencję, szybko się wchłania i nie obciąża skóry. Od razu daje efekt nawilżenia i odżywienia. Po aplikacji skóra jest matowa i nie świeci się. Pojemność 50 ml wystarcza na 6 miesięcy codziennego stosowania na twarz, szyję i dekolt.

Zaskakującą cechą tego kosmetyku, jest to, że nie lubi się z innymi. Należy go nakładać na skórę suchą, bez serum, wody termalnej czy innych polepszaczy. W przypadku łączenia go z czymkolwiek, skóra wygląda następnego dnia mocno średnio. Z kolei użyty samodzielnie pięknie nawilża, odżywia i wygładza skórę.

Przyczepię się do tego, iż kosmetyk w próbkach był bardziej treściwy. Działał znacznie lepiej. Wersja pełnowymiarowa nie jest zła ale jednak spodziewałam się czegoś więcej. Chociaż może nie do końca, bo działanie mi odpowiada ale znam dużo tańsze kremy które działają równie dobrze. Ten słoiczek powoli kończę i nie zamierzam kupować ponownie.


czwartek, 22 sierpnia 2013

Duo od ELF czyli jak przekonałam się do brązerów

Zdarza się Wam dorzucić coś do koszyka pomimo przeczucia, że się nie polubicie z produktem? Mnie się zdarzyło. Przy okazji robienia zakupów kliknęłam to bardzo znane duo.

W środku znajduje się róż, brązer i duże wygodne lusterko. W tym roku doceniłam takie lusterka w produktach, szczególnie podczas wyjazdów. Opakowanie jest solidne, łatwo się otwiera i nie brudzi się zbytnio. 
Jak otwarłam pudełeczko to zamarłam z przerażenia na widok drobin. Wielkich świecących drobin! Pomyślałam: masakra! Na zdjęciu ich nie widać ale uwierzcie mi, że są.


Spróbowałam i przyznam, że kosmetyk mnie zaskoczył. Brązer jest bardzo napigmentowany, róż znacznie mniej. Dla uzyskania koloru musiałam się trochę namachać.

Po roztarciu drobiny gdzieś znikają i mamy do dyspozycji całkiem ciekawy kosmetyk.

Zarówno z różem jak i z brązerem pracuje się dobrze. Ładnie się rozcierają i łączą ze sobą. Ja używam pędzli kabuki z zestawu limitowanego Eco Tools. Trzeba oczywiście uważać z ilością bo jeśli nałoży się zbyt dużo to te drobiny w końcu wyłażą. Dodatkowym plusem jest brak pomarańczowych tonów, przynajmniej u mnie ich nie widać. 
Bardzo mi się ten kosmetyk spodobał. Jedynym minusem jest w nim to, że są to kolory ciepłe. Wolałabym jakby były chłodniejsze i dlatego zaopatrzyłam się w bardziej uniwersalną bazę brązującą Chanel. Jednak kosmetyk z ELF jest ze mną nadal i sięgam po niego dość często. Jest to zdecydowanie produkt warty uwagi.




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Real Techniques, Limitowany zestaw Duo Fiber - pierwsze wrażenia


Jestem ogromną fanką pędzli Real Techniques, zdecydowanie przeważają w mojej kolekcji. Najchętniej po nie sięgam. Pozwalają nadać zupełnie inną jakość codziennemu makijażowi. Kiedy pojawiła się limitowana edycja Duo Fiber, cóż, musiała być moja :)

Pędzle są zupełnie inne, niż te w pozostałych kolekcjach. Rączki nie są matowe, metalowa część pokryta jest białą emalią. Jest prosto i elegancko.

Zestaw składa się z trzech pędzli: do twarzy, do konturowania oraz do oczu. Pędzle są spłaszczone i zdecydowanie mniej "puchate" od innych pędzli RT. Kiedy je obmacałam po praz pierwszy byłam trochę rozczarowana. Co szybko mi przeszło jak ich użyłam. O rany, nigdy nie miałam tak obłędnie miękkich pędzli. Rozprowadzanie nimi kosmetyków to sama przyjemność. Włosie delikatnie omiata skórę, jest to niesamowicie relaksujące. 

Pędzel do konturowania świetnie radzi sobie z kosmetykami prasowanymi oraz tymi, o konsystencji kremowej. Wersję do twarzy używam zarówno z pudrami prasowanymi jak i z podkładem mineralnym. Włosie sprawia, że kolory pięknie się przenikają, pory nie są podkreślone a krycie można stopniować. Pędzelek do oczu jest świetny do rozcierania cieni, jednak sprawdza się również przy nakładaniu korektora.

Jak na razie jestem zachwycona. A jakie są Wasze odczucia?

Biedronkowy peeling

Czas na peeling z Biedronki. Kupiłam trzy wersje: mango, winogrono i borówkę. Z tej trójki najmniej przypadło mi do gustu mango ale to wyłącznie kwestia zapachu. Wszystkie peelingi mają taką samą konsystencję i tak samo działają. Różnią je kolory i zapach. Dzisiaj dla przykładu winogrono.

Opakowanie solidne i estetyczne. Wydajność u mnie wypadła całkiem nieźle, peelingu wystarczyło na około 6/7 zabiegów. Peeling dość mocno złuszcza, zostawia skórę delikatnie nawilżoną ale nie tłustą. Bardzo łatwo zmyć resztki z kabiny prysznicowej i brodzika. Dodatkowo cena jest oszałamiająco niska, z tego co pamiętam to ok 8 zł. Dla mnie ideał.

I teraz mam pytanie do odwiedzających Biedronkę. Jak kupić ten peeling? Z tego co pamiętam to ja nabyłam go z okazji jakiejś gazetki. Byłam ostatnio w Biedronce ale nie było ich. Czy peelingi pojawiają się tylko przy okazji gazetek? Bo przyznam, że pomimo Biedronki pod nosem, nie bywam w niej.


piątek, 16 sierpnia 2013

Lakiery Blogerek

Pamiętacie moje zakupy pokazane chyba w marcu? Zdecydowałam się wówczas na kilka kolorów z kolekcji Wibo, projektowanych przez Blogerki.

Moim ulubieńcem został lakier brzoskwiniowy. I o ile nie pałałam do niego miłością na początku to po lekkim opaleniu dłoni zawładnął mną całkowicie i malowałam nim paznokcie non stop. Wielki minus za to, że w połowie opakowania tak zgęstniał, że nie było szans pomalować nim paznokci.

Drugi w kolejce jest miętowo niebieski kolor. Ładny samodzielnie ale na białej bazie zdecydowanie piękniejszy.



Żółty lakier białej bazy wymaga, bez niej ciężko jest uzyskać jednolite krycie przy rozsądnej ilości warstw. Jako kolor na wszystkie paznokcie mi nie odpowiada ale jako akcent noszę bardzo chętnie.
Za różowy przyznam, że się nawet nie zabrałam bo kupiłam go do stóp a jak na razie ciągle latam gdzieś na pedicure i w domu nie maluję. 

Podsumowując, lakiery są dobrej jakości w stosunku do ceny. Nakładają się dobrze i trzymają się 3-4 dni. Czyli dla mnie standardowo. Bardzo podobała mi się ta akcja i mam nadzieję, że Wibo ją powtórzy. 






środa, 14 sierpnia 2013

Bardzo kapryśny kosmetyk od Lancome

Próbkę tego serum dostałam w zeszłym roku i spodobała mi się na tyle, że przy okazji zakupów grudniowych kupiłam sobie wersję o pojemności 20 ml. Myślałam, że mało ale niepotrzebnie bo jest to kosmetyk szalenie wydajny i chyba nigdy się nie skończy.

Bardzo lubię takie opakowania z pompką, to szczególnie bo dozuje idealną ilość kosmetyku. Serum jest w jasnym perłowym kolorze ale na twarzy nie pojawiają się żadne świecące drobiny czy inne niepożądane niespodzianki.


Serum daje skórze zdrowy blask. Od razu wyglądamy lepiej, świeżo i promiennie ale trzeba umieć go stosować bo jest to kosmetyk kapryśny.

U mnie najlepiej działa zastosowany samodzielnie (w ciepłe dni nawilża wystarczająco) lub na lekki krem. Zastosowanie serum pod krem zupełnie mija się z celem bo efektu nie ma żadnego.

Świetnie działa w dni kiedy jestem zmęczona, niewyspana ale nie mam niespodzianek na twarzy. Tych nie ukryje ani nie wygładzi optycznie. Za to z porami,lekkimi zmarszczkami i bliznami radzi sobie świetnie. Im dłużej się go stosuje tym lepiej wygląda skóra. Makijaż dzięki temu kosmetykowi wygląda znacznie lepiej i dłużej się trzyma.

Nie jest to na tyle niezbędny kosmetyk abym kupiła go od razu po skończeniu tego opakowania. Ale jeśli trafię na ciekawą promocję to kupię ponownie.

Znacie ten kosmetyk?


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Essie Resort Collection

W lipcu udało mi się kupić mój pierwszy zestaw miniaturek z Essie. Dotychczas kupowałam standardowe buteleczki ale tym razem byłam ciekawa kolorów ale nie na tyle aby kupować je w standardowej wielkości.

W ramach takiej uroczej kosteczki są zamknięte cztery lakiery o pojemności 5 ml każdy.

Cieszę się, że są to tylko miniaturki bo nie wszystkie mnie zachwyciły. Zaczęłam od Under Where? który jest jasnym fioletem. Teoretycznie zupełnie nie w moim stylu ale w praktyce bardzo się z nim polubiłam. Malowanie bezproblemowe, dwie warstwy kryły idealnie. Lakier przetrwał 7 dni urlopu. W tle nawet widać bajzel podczas pakowania.


Następnie był również zupełnie nie mój z pozoru Come Here!. Mocny kolor, coś na pograniczu czerwieni, pomarańczu i różu. Jednak bardzo dobrze mi się go nosiło. Malowanie bezproblemowe, dwie warstwy. Trwałość ok 5 dni (skończył się urlop i lenistwo).


Jako następny w kolejności był First Timer. I to była totalna porażka. Lakier w buteleczce jest lekką zielenią na paznokciach wyszła mi trawiasto-neonowa zieleń. Nie lubię takiego koloru i do niczego mi nie pasuje. Paskudny.

Za niebieski In The Cab-Ana się jeszcze nie zabierałam bo już po buteleczce widzę, że miłości nie będzie. Więc pewnie niedługo pójdzie w świat.

Jak Wam się podoba ta kolekcja?












czwartek, 8 sierpnia 2013

Pistacjowe niebo

Żeby nie było, że tak ciągle narzekam na Yasumi - dzisiaj będzie o kosmetyku wspaniałym. W ramach moich zakupów znalazł się peeling pistacjowy. W zasadzie to jak tylko poczułam ten zapach to wiedziałam, że bez niego nie wyjdę. Szkoda, że nie można dodać zapachu do posta abyście mogły poczuć tą obłędną pistację.

Całość zamknięta jest w wygodnym plastikowym opakowaniu. Szkoda tylko, że zakrętka szybko się porysowała i nie wygląda za ciekawie.

Peeling jest dość drogi ale za to wydajny. Niewielka ilość wystarczy aby wykonać dokładny i dość mocny peeling. Kolor jest przepiękny, konsystencja lekka i nie oleista. W ogóle jest to dość zaskakująca cecha tego peelingu, po użyciu nie ma się wrażenia nawilżonej lub natłuszczonej skóry. Jest po prostu miękka ale wymaga balsamu. Rzadko spotyka się peeling który nie nawilża skóry ani odrobinę. No ale ten zapach...


W środku zabezpieczenie. Na początku go nie zdjęłam gdyż używałam tylko do rąk ale teraz, jak skończyły mi się peelingi z Biedronki przeszedł na stanowisko złuszczacza do całego ciała.

Nie wiem czy kupię ponownie bo moja noga w Yasumi już nie postanie. Może jak uda mi się go znaleźć gdzieś w drogerii. Chociaż cena jest jednak trochę wygórowana, ale jeśli znajdę go w jakiejś promocji to kupię ponownie.

Znacie jakieś inne kosmetyki o zapachu pistacji?






Puste opakowania z lipca

Znowu się troszkę zebrało.
Peeling Soraya to mój faworyt, uwielbiam i kupię ponownie.
Bioderma w wersji 500 i 100 ml. Bardzo lubię ale micel z L'Oreal działa podobnie a jest znacznie tańszy. Biodermę kupię ponownie jeśli ten z L'Oreal nie będzie dostępny.
Serum z Yves Rocher. Świetny kosmetyk który kupię ponownie. Pisałam o nim tutaj.
Dwufazowy płyn do demakijażu oczu od HR. Świetny ale cena powala. To jest buteleczka którą dostałam gratis przy zakupach w Douglasie.

Żel pod prysznic z Yves Rocher, totalny średniak. Nie kupię ponownie.
Kremowy olejek pod prysznic Ziaja. Dobry ale olejek z serii MED, natłuszczający, jest zdecydowanie lepszy.
Peelingi do ciała z Biedronki. Są świetne. Szkoda, ze tak trudno je kupić :(

Kosmetyki do włosów z Yves Rocher do włosów farbowanych były kompletnie nietrafione. Nie zwróciłam uwagi przy zakupie, że nie mają silikonów. A, że moje włosy kochają silikony to seria z góry skazana była na porażkę. Mogę jedynie ocenić ochronę koloru - nie ochraniały wcale. Maska również nie miała silikonów więc nic o niej ciekawego nie napiszę.
Spray nabłyszczający to kosmetyk świetny ale męczyłam się z nim strasznie. Od dłuższego czasu nie stosuję suszarki, wyjątkiem są sytuacje awaryjne które zdarzają się naprawdę rzadko, więc kosmetyk jest mi w zasadzie zbędny. Dla osób suszących często włosy polecam bo w duecie z suszarką robi cuda.
Z tyłu zdjęcia maleństwo z opakowania z farbą. Odżywkę uwielbiam i ciągle żałuję, że nie mogę kupić jej solo.

Kolejne opakowanie chusteczek do osuszania twarzy, produkt stał się niezbędny. Opakowanie po dużych płatkach kosmetycznych które miałam podczas urlopu. Są równie dobre jak zwykłe małe.
Essie, Good to go! Na razie wróciłam do Seche Vite. Ale nie widzę między nimi większej różnicy. Obydwa przyspieszacze są świetne.
Masełko do skorek z Essence bardzo przypadło mi do gustu ale jest tak niewydajne, że raczej do niego nie wrócę.
Pachnidło od DKNY, najpierw nie polubiłam, potem używałam namiętnie. Może kiedyś powrócę :)
Mini zapach z Sephory skończył się ekspresowo, używałam na urlopie i wystarczył na całe 5 dni co przy cenie 19 zł jest pomyłką totalną. Ale zapach limonki i werbeny polubiłam.
Malutki kremik z L'Occitane bardzo lubiłam i wrócę do niego na pewno. Tymczasem mam go w wersji największej a do torebki kupiłam wersję z zieloną herbatą.


Lakier Wibo był moim ulubieńcem w czerwcu. Udało mi się zużyć połowę buteleczki zanim zgęstniał całkowicie. Dawno nie zdarzyło mi się coś takiego z lakierem.
Krem z Yasumi wywalam i nie chcę o nim słyszeć. Więcej szczegółów tutaj.
Filtr Clinique nie przetrwał zimy. Pachniał nieciekawie i się rozwarstwiał więc nie ryzykowałam nakładania na twarz.
Balsam cytrynowy kupiony przez przypadek w Rossmannie. Nie kupujcie, on śmierdzi jak domestos. Nie da się tego używać.
Cień z Essence i kredka z Avonu są świetne. Trzymają się bardzo długo ale w obydwu przypadkach totalnie nie trafiłam z kolorem. Próbowałam używać ale nie polubiłam się z nimi. Natomiast kosmetyki same w sobie są świetne.

To by było na tyle. Idę to teraz wyrzucić :)





wtorek, 6 sierpnia 2013

Nowości z lipca

Ech, w lipcu nie byłam taka grzeczna jak w czerwcu i troszkę kosmetyków przygarnęłam. Osoby śledzące mój Instagram wiedzą co mi przybyło, tak więc szybki przegląd.

Udało mi się upolować lakiery Essie, są to moje pierwsze miniaturki. Wersja amerykańska. Dla Krakowianek mam informację, iż nabyłam je w CH Zakopianka na stoisku z akcesoriami do włosów. Mają spory wybór.
Pierścionki na absolutnie kretyńską część palca zawładnęły mną całkowicie. Uwielbiam i noszę prawie codziennie. Zdobyte w SIX.

Jestem wielką fanką pędzli Real Techniques, nie mogłam przejść obojętnie obok nowego zestawu. Są obłędnie miękkie i pięknie wykonane. Dostępne na www.easyglam.pl
Lakier OPI w kolorze Russian Navy był na mojej chciejliście od tak dawna, że straciłam nadzieję, że uda mi się go kupić. Tymczasem jedna sztuka czekała na mnie w salonie OPI w Bonarce. Abstrakcyjnie drogi ale warto było, kolor niepowtarzalny. Granat z drobinami dającymi poświatę w kolorze czerwieni.
Udałam się również na stoisko Ziaja. Jak na razie przyznam, że kosmetyki świetne i bardzo tanie. W ulubieńcach pisałam już o mojej miłości do olejku pod prysznic.

A co Wy zdobyłyście w lipcu?

niedziela, 4 sierpnia 2013

Ulubieńcy lipca i bubel wszech czasów

Troszkę spóźnieni ale są. W lipcu trafiło mi się sporo bubli w tym jeden który mogę określić bublem wszech czasów. Ale po kolei.

Emulsja micelarna Cetaphil skradła moje serce, na początku dość sceptycznie do niej podchodziłam ale przy dłuższym stosowaniu działa na skórę wspaniale. Recenzja na pewno się pojawi.
Płyn micelarny z L'Oreal jest naprawdę świetny. Nie jest to zamiennik Biodermy ale sprawdza się dobrze i jest o wiele tańszy. Mam już drugą butelkę w kolejce.
Krem nawilżający Clinique to zdecydowanie zaskoczenie miesiąca. Miałam kiedyś ten krem i nie zrobił na mnie większego wrażenia. Teraz jestem zachwycona. Jedyny minus za to opakowanie które wymyślił jakiś debil. Krem jest dość gęsty i ciężko go wydobyć z opakowania. Pomaga tylko stawianie na zakrętce. 
Woda termalna Caudalie to produkt podobny do wody Uriage, również nie trzeba jej osuszać. Kupiłam ją przed urlopem bo Uriage gdzieś wcięło i nie mogłam dostać. Jest świetna i będzie moim zamiennikiem na wypadek braku Uriage.
Ziaja Med i jej Natłuszczający olejek pod prysznic to moje zbawienie. Temat suchej skóry przewija się przez blog już od dawna. Wieloma produktami byłam rozczarowana aż do tego momentu. Ten produkt jest genialny! Świetnie myje i natłuszcza skórę. Znika koszmarne swędzenie nóg po prysznicu. Nie wymaga używania balsamu. Wielbię go i nie zamienię na nic innego.

Baza brązująca Chanel to mój faworyt tego lata, pisałam o niej tutaj.
Paint Pot z MAC w wersji Prolongwear jest dokładnie taki sam jak wcześniejsze Paint Poty. Niemniej jednak trwa kilka godzin, świetnie wygląda solo i z cieniami.
Essie i Mint Candy Apple to już klasyk i wielka miłość. 
Puder Smashbox sprawdził się w najbardziej ekstremalnych warunkach. Na chwilę obecną nie planuję nawet zakupu dodatkowego prasowańca. Ten jest idealny i na tyle mały, że mogę go zabierać ze sobą w torebce.
Korektor z Maybelline również skradł moje serce, szkoda, że niedostępny w Polsce. Jest idealny, lekki i genialnie kryje.
Z kolei wygładzający podkład Maybelline już jest dostępny w Polsce, nie rozumiem dlaczego tylko w jednym Rossmannie w Krakowie ale przynajmniej jest. Na pewno zrobię oddzielną recenzję bo to pierwszy podkład drogeryjny jaki mnie zachwycił od bardzo dawna.
Do różu w kremie z MAC powróciłam, kolor jest bowiem typowo wakacyjny. W tym roku polubiłam go jeszcze bardziej szczególnie, że trwa na twarzy nawet w największe upały. Dodatkowo świetnie komponuje się z bazą Chanel.
Typowo wakacyjna paletka Smashbox była w regularnym użycie w te dni kiedy chciało mi się cienie nakładać. Więcej o niej tutaj.
Na koniec kolorówki tusz Maybelline. Totalne zaskoczenie bo nie spodziewałam się po nim zbyt dużo. Robi fantastyczne rzęsy tak więc często wystarczył sam tusz za cały makijaż.

Jestem zachwycona tymi pierścionkami. Są bardzo wygodne i fajnie wyglądają. Zazwyczaj noszę tylko obrączkę i pierścionek zaręczynowy ale dla tych maleństw robię wyjątek i ubieram je prawie codziennie.

Na urlopie przypomniałam sobie o jednej z moich ulubionych pisarek i jak zaczęłam tak pochłonęłam wszystko co miałam w domu i... poszłam zapisać się do biblioteki aby mieć dostęp do kolejnych :D

Jeszcze kilka słów o bublu. totalnym bublu! Tutaj na zdjęciu z rzeczami do wywalenia. Mowa o matującym kremie do twarzy z Yasumi. Nawet nie będę pisała oddzielnej recenzji. To był dramat w dwóch odsłonach. Za pierwszym razem odstawiłam bo był ciężki i wydawało mi się, że w upał zapycha pory. Wróciłam do niego po skończeniu serum z YR i w kilka dni z pięknej skóry przeistoczył moją twarz w siedlisko wulkanów jakich nie miałam nawet w podstawówce. I nie przekona mnie w tym miejscu teoria o kremach które najpierw oczyszczają a potem skóra robi się piękna. Bo nie wiem co ma oczyszczać na zdrowej i gładkiej skórze. Dla mnie to po prostu zapychanie porów i robienie problemu tam gdzie go nie ma. Odstawiłam i problem momentalnie się skończył. Wyleczyłam już twarz a kremem trzepnęłam do kosza. Odradzam i przestrzegam!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...