czwartek, 25 lipca 2013

Wielka miłość tego lata - Soleil Tan De Chanel

Urlop się skończył, pora wracać do obowiązków i przyjemności w postaci blogowania :). Dzisiaj będzie kilka słów o kosmetyku który wyskakiwał z każdego miejsca w sieci w zeszłe wakacje. Ale ja, jako zupełnie niebrązerowa nie zwracałam na niego uwagi. Owszem, odnotowałam, że świetny kosmetyk i tyle. Do czasu gdy w tym roku zupełnie przypadkiem nabyłam duo róż+brązer z ELF. Brązer mnie zachwycił! Jednak jego wielkie drobiny spowodowały, że postanowiłam kupić coś innego. A w zasadzie nie kupić a zażyczyć sobie na imieniny :D
Tak w moje łapki wpadła brązująca baza Soleil Tan De Chanel.

Baza zamknięta jest w zakręcanym opakowaniu. Jest ono dość spore ale nie będę narzekać bo bardzo wygodnie się z niego korzysta. Po odkręceniu zakrętki jest jeszcze dodatkowe zabezpieczenie w postaci plastikowej nakładki.


Baza występuje tylko w jednym kolorze. Jest on dość uniwersalny. Świetnie stapiał się z bardzo jasną skórą i świetnie wygląda w chwili obecnej gdy jestem dość mocno opalona. Baza ma w sobie delikatne drobiny złota które w chwili obecnej są lekko widoczne na twarzy. Efekt jest jednak bardzo delikatny i trzeba się przypatrzeć aby je dojrzeć. Jest to raczej takie piękne rozświetlenie. Gdy używałam bazy jak jeszcze nie byłam opalona drobiny nie były widoczne.

Kolor w opakowaniu może lekko przerażać ale baza pięknie się rozciera i nie robi plam. Używam jej z pędzlem do brązera Eco Tools i jest to zestawienie idealne. Zarówno do konturowania twarzy jak i do pokrywania jej w całości bazą lub do nadawania efektu "muśnięcia słońcem". Kolor lekko ociepla skórę i dzięki temu wygląda bardzo zdrowo.

Kolor pokazany na nie opalonej ręce :). Jak widzicie, ładnie się stapia i nie wychodzą z niego pomarańczowe tony.

A teraz kilka słów o obietnicach producenta, znalezionych na wizaz.pl


Rozświetlająca i modelująca baza słoneczna przeznaczona do samodzielnego stosowania lub z podkładem. Zapewnia efekt muśnięcia słońcem: sam: złocista, półmatowa cera pełna blasku; w połączeniu z podkładem: wzmacnia jego kolor dla efektu świetlistej opalenizny. Nowatorska konsystencja idealnie stapia się ze skórą, delikatna, dająca uczucie komfortu. Efekt zdrowego wyglądu przed latem, ujednolicona opalenizna podczas lata i przedłużenie opalenizny po lecie.
Kremowa pudrowo - żelowa konsystencja wykazuje niezwykłe powinowactwo ze skórą, doskonale scala się z jej powierzchnią. Woski mineralne zapewniają łatwość aplikacji i trwałość. Lotne silikony sprawiają że formuła jest niezwykle jedwabista. Pudry krzemu, pudry mineralne oraz pudry silikonu doskonale matują skórę, wchłaniają nadmiar sebum i wilgoć z jej powierzchni. Brązujące, opalizujące pigmenty nadają skórze opalony, zdrowy wygląd.
Efekt: aksamitna, wygładzona twarz o naturalnym, złoto opalonym kolorycie.
Nakładać na twarz punktowo, stopniowo rozprowadzając na całej twarzy od środka na zewnątrz, sam lub w połączeniu z podkładem.


Podpisuję się pod wszystkim co napisał producent. Można ją stosować samodzielnie i z podkładami, zarówno pudrowymi jak i płynnymi. Efekt muśnięcia słońcem jest, półmatowe wykończenie również. Konsystencja jest genialna, pięknie stapia się ze skórą i trwa na niej aż do zmycia. Przetestowałam w mieście oraz w górach chodząc po kilka godzin dziennie po szlakach. Baza nie zapycha, nie powoduje powstawania wyprysków, nie przetłuszcza skóry. Nie wymaga pudrowania. Byłabym zachwycona takim podkładem :)
Na uwagę zasługuje również niesamowita wydajność, używam kosmetyku od 2,5 miesiąca codziennie i w bazie jest tylko delikatne wgłębienie.

Baza ma tylko jeden mankament, opakowanie i konsystencja sprawiają, że wpada do niej kurz, zanieczyszczenia? Nie wiem jak to dokładnie opisać ale jest to mankament każdego kosmetyku w kremie zamkniętego w opakowaniu z którego nakłada się go pędzlem.

A jakie są Wasze ulubione brązery?


piątek, 12 lipca 2013

O pewnej niezwykłej kredce od Catrice

W mojej kosmetyczce nie ma w zasadzie wcale kosmetyków Catrice. Jakoś mi do nich nie po drodze. Jednak kilka miesięcy temu podczas zakupów w naturze wrzuciłam do koszyka kredkę Catrice. Zauroczył mnie kolor 100 Name It As You Like!

Kredka jest bardzo miękka i delikatna. Łatwo się ją struga i nie łamie się. Pomimo miękkości jest dość wydajna. Jest trwała jednak użyta solo kseruje się. Ja łączę ją z cieniami o podobnej kolorystyce, tak aby tylko pogłębić kolor przy linii rzęs. Bardzo lubię podkreślać nią też dolną powiekę. Kolor jest niespotykany, szaro fioletowy. Zdjęcie nie oddaje w pełni piękna koloru.




Podsumowując jest to kredka w pięknym kolorze, dobrej jakości i w niskiej cenie. Jak będę w Naturze to przyglądnę się też innym kolorom.

Znacie te kredki? Są jeszcze jakieś inne ciekawe kolory?



czwartek, 11 lipca 2013

OPI i magia zapachów

Dzisiaj kilka słów o zestawie który kupiłam bardzo dawno temu przy okazji zakupów lakierowych. Mowa o balsamach do ciała i dłoni z OPI.

Zestaw jest niesamowicie urokliwy. Mamy w nim sześć wersji zapachowych,
każda po 30 ml. Buteleczki są wygodne, bardzo poręczne i idealne do torebki.

Zapachy są wspaniałe. Nic sztucznego, są to bardzo dobrze oddane zapachy. Taki krem to idealne zakończenie manicure. Na zapachach się jednak kończy. Kremy nie nawilżają. Ani trochę. Już kilka minut po aplikacji dłonie są suche i pojawia się nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Konieczna jest aplikacja innego kremu. Dlatego pomimo wspaniałych zapachów nie kupię ponownie tego zestawu.

A jakie są Wasze wrażenia? Próbowałyście tych balsamów?



wtorek, 9 lipca 2013

Czym czyścić jajka?

Te z Was które śledzą mojego bloga wiedzą, że bardzo przypadły mi do gustu jajka Beauty Blender. Aplikacja podkładu stała się niezwykle prosta ale przyszła też konieczność codziennego mycia gąbeczki. Przerobiłam już cztery sztuki i przy zakupie ostatnich skusiłam się na zestaw z płynem czyszczącym.

Opakowanie pomimo pompki która zazwyczaj mnie denerwuje, jest bardzo wygodne.
Wydawałoby się, że jest to produkt całkowicie zbędny ale tak nie jest. Płyn jest wydajny, zdecydowanie łatwiej usunąć przy jego pomocy trwałe produkty do makijażu. Szampon lub mydło nie radzą sobie tak dobrze z zabrudzeniami. Ale nie to jest najważniejsze. Ten płyn znacznie przedłuża trwałość jajeczek. Kiedy czyściłam gąbki szamponem lub mydłem to przy codziennym używaniu wytrzymywały maksymalnie 4 miesiące. Ten płyn przedłużył żywotność jajka dwukrotnie.

W chwili obecnej testuję gąbki udające BB jednak jeśli wrócę do oryginalnych różowych jajeczek to ponownie wybiorę zestaw z tym płynem.

Płyn świetnie oczyszcza również pędzle. 

Jakie jest Wasze zdanie? Jesteście za takim płynem czy nie widzicie różnicy?


MUFE i Aqua Brow...


Z wielu stron w sieci rozległy się entuzjastyczne recenzje małej i niepozornej tubeczki od MUFE. Nie powiem, że mi się nie spodobało. Pomimo, iż z tą firmą wyjątkowo się nie polubiliśmy. Jednak coś mi dzwoniło, że to może nie być ideał. Postanowiłam więc poprosić najpierw o próbkę.

Mój kolor to 40, jest to najciemniejszy odcień. Wszystkie poprzednie są dla mnie zdecydowanie za jasne. Z założenia jest to wodoodporny cień do brwi w kremie. Tubka o pojemności ok 5 ml kosztuje 99 zł. Sporo ale takie kosmetyki z reguły są bardzo wydajne.

Dostałam całkiem sporą próbkę i przystąpiłam do działania. Użyłam mojego ulubionego pędzelka do brwi z Inglota i szczoteczki po tuszu HR.
I niestety muszę powiedzieć, że po pierwszych testach jestem zdecydowanie na nie! Farbka jest bardzo napigmentowana, trzeba uważać by nie zrobić sobie krzywdy. Za pierwszym razem machnełam sobie brwi o niesamowitej intensywności. Za drugim razem było troszkę lepiej, nauczona doświadczeniem nabrałam niewielką ilość którą nanosiłam z wierzchu dłoni. Jest to kosmetyk dla naprawdę zaawansowanych. Ja maluję brwi dzień w dzień od ponad 10 lat i było mi bardzo ciężko stworzyć naturalny efekt. Farbka bardzo szybko schnie więc roztarcie jej graniczy z cudem. W efekcie pojawiają się prześwity i trzeba je uzupełniać przez co łatwo przedobrzyć. Mam dość długie włoski brwi i ten produkt je skleja, konieczne jest dokładne rozczesanie szczoteczką i nałożenie żelu utrwalającego gdyż farbka nie trzyma kształtu brwi.

Tak wygląda porównanie intensywności koloru do innych moich produktów do brwi. Jak widać kolor jest piękny i bardzo nasycony.

Jeszcze jedna kwestia utrudniająca pracę to dziwne sklejanie pędzelka które tworzy prześwity.

Podsumowując, jest to produkt na który zdecydowanie szkoda mi czasu, nerwów i pieniędzy. Jest to kosmetyk z którym pracuje się ciężko, wolno i efekt nie zawsze jest idealny. Zdecydowanie wolę kredki i cienie. Makijaż przy ich użyciu trzyma się równie dobrze, wykonuje się go w ekspresowym tempie i brwi są zawsze idealne. Po czterech próbach poddałam się i trzepnęłam resztą w kosz.

Cieszę się, że zdecydowałam się na próbkę a nie na zakup całego opakowania.
Używałyście tego produktu? Jaka jest wasza opinia?




poniedziałek, 1 lipca 2013

Kolejna porcja pustych opakowań :)

Znowu się zebrało :). Tym razem do pustych opakowań dołączą również przeterminowane i zaschnięte kosmetyki. Nie zdarzają mi się super często, jednak czasem coś się pojawi. 
Tak więc nie przedłużając na pierwszy rzut idzie największa partia czyli pielęgnacja.


Dwa małe żele pod prysznic które sprawowały się dobrze. Olejek z TBS o którym pisałam ostatnio, na szczęście się skończył i nie będzie powrotu. Antyperspiranty z Rexony są moimi ulubionymi, ten zastąpiłam kolejnym. Olejek do mycia L'Occitane również opisywałam niedawno. Raczej nie spotkamy się już ponownie. Dalej kultowy i ukochany zmywacz Isana, mam już kolejny. Peeling do ciała z Biedronki który okazał się hitem, jego recenzja wkrótce. Teraz używam wersji mango. Trochę w kwestii włosów czyli olejek Khadi. Nie będzie jego recenzji gdyż używałam tak nieregularnie, że nie miał szansy się sprawdzić. Szampon Batiste w wersji Cherry, cóż wolę wersję do włosów ciemnych. Z przodu kremy do rąk, Yves Rocher jak zwykle świetny oraz OPI których recenzja na pewno się pojawi. I na koniec peeling do ust z Lush, cudowny!



Skończyłam podkład z Guerlain, wielkiej miłości nie było i powrotu nie będzie. Błyszczyk Benefit Dandelion był naprawdę świetny, jednak nie lubię tubek z ryjkiem i jest to jedyny powód dla którego nie kupię nowego. Kredka do ust z MAC w odcieniu Dervish była bardzo dobra jednak ja nie przepadam za konturówkami do ust więc nie kupię ponownie. Tą męczyłam dwa lata :P. Mój ukochany tusz z Clinique w wersji mini został zastąpiony wersją pełnowymiarową. To mój ulubiony tusz i kolejne opakowanie. I jeszcze maleństwo z Chanel, tusz był bardzo dobry a szczoteczka pięknie rozczesywała rzęsy. Jak będę chciała odpocząć od tuszu Clinique to sobie sprawię pełnowymiarowe opakowanie.


Miniatury to micel z Yasumi, skończył mi się tak szybko, że nie mam zdania. Scrub z Clinique dołączony do jakiś zakupów jakoś zmęczyłam ale nie lubię go. Kolejny nawilżacz z Clinique jest poprawny, lubię go stosować ale uważam, że nie jest wart ceny jaką trzeba zapłacić za pełne opakowanie. Perfumy Chanel były dość ładne ale to nie jest mój zapach. I jeszcze dwie małe tubki z LRP które były zaskakująco dobre.


Trochę próbek i chusteczki oraz ręczniki papierowe z Rossmanna. Muszę przyznać, że bardzo zaciekawiły mnie kremy Korres i jak skończę swoją obecną pielęgnację to sprawię sobie coś tej marki.


Ostatnia część to przeterminowany balsam Burt's Bees, przeterminowany krem Bambino - oba kosmetyki zaczęły dziwnie pachnieć. Liner z Inglota który, zgodnie z tym co pisałyście gdy go kupiłam, wysechł w tempie ekspresowym. Cień w kremie z Maybelline który też wysechł i nie kupię ponownie bo samodzielnie się roluje a na bazie nieładnie rozprowadza. I na koniec moja największa porażka, balsam Collistar. Ja nie wiem gdzie mój rozum był gdy kupiłam ten balsam. Nienawidzę zimna, nienawidzę kosmetyków chłodzących a mino to kupiłam balsam super chłodzący. Nie ma takiej opcji abym go zużyła szczególnie, że kończy mu się termin w sierpniu. Ech, głupota kosztuje ok 150 zł :/

To tyle produktów skończonych. Wywalam wszystko póki jeszcze nie muszę segregować (piszę post 30.06) :P




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...